Rozmowa z Olafem Lubasem, lekarzem, kierownikiem oddziału medycyny paliatywnej w Kamiliańskim Centrum Medycyny Paliatywnej w Tarnowskich Górach na temat opieki paliatywnej, humanizacji medycyny i doświadczeniach płynących z pandemii.
Medexpress: Humanizacja medycyny – z czym powinno się nam to pojęcie kojarzyć?
Olaf Lubas: Ogrom literatury jaki jest w tym temacie powoduje, że o jednoznaczną definicję trudno. Niewątpliwie wspólnym dla wszystkich definicji punktem jest to, że w centrum uwagi stawiany jest nasz chory i jego bliscy. Personel medyczny kieruje uwagę na to, by opieka nad pacjentem przebiegała z poszanowaniem jego indywidualnych potrzeb, godności, autonomii i aby procedury medyczne były dla niego jak najmniej uciążliwe. W humanizmie na pierwszym miejscu jest dobro pacjenta, w którym nie chodzi tylko o wyeliminowanie dolegliwości fizycznych. Niestety lekarza często nie interesują pozostałe aspekty dobrostanu chorego, a one mogą być bardzo istotne, utrudniać albo ułatwiać proces terapeutyczny. Pacjent ma swoje cechy charakteru, przekonania, na coś się zgadza a na coś nie, ma problemy duchowe, społeczne i psychologiczne. W opiece paliatywnej dostrzegamy to na co dzień, zwłaszcza u pacjenta w domu, kiedy wchodzimy w jego prywatność i jego życie. Trzeba te wszystkie cechy charakterystyczne dla danej osoby w porę rozpoznać, dlatego dobrze, jeśli opieka nad nimi rozpocznie się na wczesnym etapie, co pozwoli nam lepiej poznać chorego i zaakceptować pewne niuanse. W naszym środowisku od lat jest przyjęty schemat, że na wizyty domowe i w opiece stacjonarnej delegowany jest zespół: lekarz, pielęgniarka, rehabilitant, kapelan (jeśli jest taka potrzeba), psycholog, wolontariusze medyczni medycznymi. Kiedyś pielęgniarz zapytał mnie o jednego z pacjentów z niewydolnością oddechową. Chciał, żebyśmy zorganizowali mu butlę z tlenem, która pozwoli mu pójść raz jeszcze na ryby. Okazało się, że pacjent był zapalonym wędkarzem. Oczywiście udało się i mężczyzna pojechał z rodziną nad wodę, a przy okazji załatwił sprawy urzędowe i bankowe. Nigdy bym się nie dowiedział o takiej potrzebie, gdyby nie pomoc pielęgniarza.
Medexpress: W jaki sposób pandemia wpływa na proces humanizacji medycyny?
O.L: Dwojako. Z jednej strony stanowi zagrożenie i ograniczenie, bo jest to dehumanizujące, jeśli mamy obostrzenia w odwiedzinach. W warunkach domowych staraliśmy się nie korzystać z telewizyt i teleporad, tylko odwiedzać pacjentów. Na początku wymagało to większego zabezpieczenia w środki ochrony. Gdy już weszły szczepienia udało nam się ten problem opanować. Nasz personel był już w ten sposób chroniony. Pacjenci paliatywni też już pojawiali się po szczepieniu, ich rodziny i opiekunowie również. W warunkach stacjonarnych nie udało się tego osiągnąć. Padły sztywne zalecenia trzymania w zamknięciu oddziałów i nie wpuszczania odwiedzających. Z drugiej strony możemy z okresu pandemii wyciągnąć coś dobrego- poprawiły nam się sposoby komunikacji między rodziną a lekarzem czy pielęgniarką. Przed pandemią rodzina mogła chorego odwiedzić i sama zobaczyć, obejrzeć pacjenta i wysnuć wnioski (czasem może mylne). Czasem pacjent powiedział rodzinie coś, czego nam nie przekazał. Teraz to my musimy w miarę plastycznie przekazać rodzinie obraz stanu pacjenta, choć nie da się tego zrobić w 100 procentach.
Medexpress: Według serwisu CNN, w czasie poprzednich fal pandemii więcej osób starszych, pozostających we własnych domach, umierało niż pensjonariuszy domów opieki. Jakie Pan ma doświadczenia?
O.L: Teoretycznie opieka paliatywna w Polsce powinna być nielimitowana, o co od lat środowisko walczy. Niestety ograniczenia są. Być może kiedyś się to zmieni. Podam przykład naszego hospicjum, które ma kontrakt na 7 pacjentów a pod opieką na stałe mamy 30-34. Wiemy, że są obszary w Polsce gdzie ten deficyt występuje. Ci, którzy nie są objęci taką opieką, są zagrożeni szybkim odejściem. To pokazały badania – opieka paliatywna jeśli jest dobrze sprawowana wydłuża życie. Może teraz śmiertelność w warunkach domowych utrzymuje się na stałym poziomie, ale do oddziału są przyjmowani pacjenci w cięższym stanie, niż pacjenci przyjmowani przed pandemią. Trafiają do nas pacjenci w cięższym stanie i to są ich u nas „krótsze pobyty”. Zaobserwowaliśmy jeszcze jedno zjawisko – w pandemii trafiało chorych mniej niż wcześniej. W „domówce” mieliśmy kolejkę, a tu na oddział kolejki nie było.
Medexpress: Jakie wyzwania widzi Pan Doktor w obszarach związanych z medycyną paliatywną, ale też z humanizacją medycyny?
O.L: Problem, z którym mierzymy się i chyba mierzyć się będziemy musieli dalej, to kwestia eutanazji. Obserwujemy, że ta tendencja w różnych krajach zaczyna być pro niż anty. Europejskie Towarzystwo Medycyny Paliatywnej, której członkiem jest Polskie Towarzystwo Medycyny, stoi na straży poglądu, że eutanazja nie jest formą rozwiązania. Prywatnie powiem, że prośba pacjenta o śmierć zdarza się szalenie rzadko. Dla nas jeśli pacjent mówi o chęci eutanazji to krzyk maksymalnego cierpienia. To niewyobrażalne, jak musi taki człowiek cierpieć, skoro prosi o takie rozwiązanie. Dlatego trzeba walczyć z jego cierpieniem do próby znalezienia co jest powodem, że on poprosił o takie rozwiązanie. Druga rzecz, czekamy na postęp medycyny, bo wiele dolegliwości u pacjentów daje się w tej chwili w stu procentach zaopatrzyć. Jednak jeśli chodzi o ból, to w przypadku pewnego odsetka chorych jego leczenie jest bardzo trudne i dostępne środki, nawet z najwyższej półki, mogą być tu niewystarczające. Pewne organizacyjne rzeczy dobrze byłoby usprawnić np. nakładanie się świadczeń. Chodzi np. o to, że pacjent do nas przyjęty jedzie tylko na jedną chemię. I musimy się gimnastykować, wypisywać pacjenta na kolejne chemie, bo obu świadczeń (pobyt u nas i podanie leku) nie można łączyć. A można byłoby za oba świadczenia zapłacić jednocześnie. Kolejna rzecz to kwestia limitowania świadczeń. Gdyby dało się to ominąć to sądzę, że hospicjum mogłoby więcej pacjentów przyjąć. Na pewno brak kadr jest bolączką, bo mimo że w tej chwili personelu nie brakuje, to widzimy, że zbliża się on do granicy emerytury. I ważne jest by przychodzili do nas pracować młodzi ludzie, a nie jest to specjalizacja, która zaprząta głowę młodym lekarzom. Sam kiedy pytam swoich studentów, kto myśli o takiej pracy, zgłaszają się zaledwie dwie osoby. Ta specjalizacja może się młodym ludziom kojarzyć z porażką, bo w tej opiece nie ma efektu wyleczenia.
Źródło: medexpress.pl